Najstarszą organizacją niepodległościową w Polsce jest bezsprzecznie Gwardia Narodowa w Dębowcu w małym miasteczku pod Jasłem (...). Gwardię Narodową czyli organizację o charakterze wojskowym założyli konfederaci barscy z Litwy i kresów, którzy chroniąc się przed prześladowaniem Rosjan w Dębowcu na stałe osiedlili, nawiązawszy poprzednio kontakt z tamtejszą ludnością w czasie obozowania w Beskidzie Niskim pod komendą Kazimierza Pułaskiego.
Gwardia Narodowa z Dębowca chlubnie zapisała się w walkach o wolność, biorąc udział w powstaniu listopadowym, bohaterskim wzmaganiu Lwowa w 1848 r., powstaniu styczniowym, oraz w Legionach Polskich. Członkowie Gwardii Narodowej w Dębowcu noszą historyczne stroje i posiadają własną broń oraz stary sztandar. Po upadku powstania listopadowego (1830r.) powstają liczne związki tajemne, których celem było wywalczenie niepodległości. Najważniejsze z nich "Stowarzyszenie Ludu Polskiego" założony przez poetę Goszczyńskiego, rozprawę orężną odłożył na czas późniejszy, natomiast by jej zapewnić powodzenie, by wciągnąć do niej najszersze koła społeczeństwa - zajął się "uświadamianiem, przygotowaniem umysłów, rozbudzaniem patriotyzmu w masach niewykształconych". Stowarzyszenie objęło wszystkie ziemie Polski, wszystkie stany, należeli do niego mieszczanie, górale karpaccy, kobiety - jak pisze w swej historii dr Stanisław Lewicki. Równocześnie ze Stowarzyszeniem Ludu Polskiego pracę konspiracyjną prowadziło radykalne Towarzystwo Demokratyczne, w którym Ludwik Mierosławski odgrywał najwybitniejszą rolę. On wygotował plan powstania, który był źle obmyślany i wykonany: płodem tego planu nieszczęsne powstanie w roku 1846. Przez parę lat przedtem przedostawali się zza granicy do kraju emisariusze, którzy przygotowywali grunt do powstania, głosili hasła rewolucji francuskiej "Wolność, Równość, Braterstwo", zniesienie pańszczyzny, uwłaszczenie chłopów. Rząd austriacki dobrze był poinformowany o całej robocie, a chcąc społeczeństwo polskie zastraszyć i powstrzymać od ewentualnej akcji, wydał odezwę, którą przez biskupów polecił odczytać proboszczom po parafiach.
Odezwa z dnia 18.II.1846r. brzmi:
"Od niejakiego czasu emisariusze, czyli posłańcy za granicą przebywających stowarzyszeń, których celem jest - prawy porządek zburzyć w Galicji i mieszkańców tutejszych do nieposłuszeństwa przeciw istniejącym władzom podnieść, niemniej inni burzyciele ogólnego spokoju, niedoświadczonych i łatwowiernych do wykonania swych zbrodniczych zamysłów uzyskać chcieli, rozszerzając postrach przyszłego niepokoju, oraz głosząc, że ogólne powstanie wkrótce wybuchnie i w całym kraju się rozszerzy. Kiedy ci burzyciele swobody podług różnicy okoliczności i osób przywrócenie dawnej Polski, zniweczenie teraz istniejącej różnicy stanów i równy podział majątków za pośrednictwem socjalnego wstrząśnienia, mianowicie zaś włościanom uwolnienie od powinności pańszczyźnianych i innych danin inwentarialnych, niemniej uchylenie podatków jako cel mniemanego powstania ogłaszają, a gdzie te środki niedostatecznymi się być okazują, lękliwe umysły groźbą krwawej zemsty zatrważają - prawdziwa ich dążność ku zburzeniu istniejącego na podstawie religii i prawa trwale uzasadnionego porządku towarzyskiego jest zwróconą. Ci wichrzyciele prawdziwej swobody, wyzuwszy się z wszelkiego uczucia cnoty, błąkając się bez majątku i wpływu wobec towarzystwa ludzkiego, tegoż stanu rzeczy z niecierpliwością wyglądają, albowiem przy zburzeniu prawego porządku nic do stracenia nie mają, przeciwnie na wypadek uwieńczenia ich zbrodniczych zamysłów nadzieję uzyskania materialnych korzyści sobie rokują. Rząd krajowy jak dawniej tak i teraz silnych i stanowczych środków użyje i tym zbrodniczym niepokojom tamę położy oraz poczytuje sobie za obowiązek mieszkańców tej krainy o prawdziwej dążności teraźniejszych zawichrzeń oświecić, onym uczucie winnej wierności dla miłościwie nam panującego Monarchy przypomnieć, a odwołując się do istniejących ustaw karnych przestrzec ich, aby do współdziałania przy zbrodniczych zabiegach rzeczonych wichrzycieli lekkomyślnością, bojaźnią i groźbą ująć się nie dali. Podług paragrafu 52 pierwszej części ustaw karnych każden zbrodni zdrady głównej winnym się staje, kto przedsiębierze krok w zamiarze gwałtownego przekształcenia rządu publicznego, albo ściągnięcia lub powiększenia na kraj niebezpieczeństwa zewnętrznego, czyli tegoż powiększenia, bądźby to jawnie się lub skrycie stało, przez pojedyncze osoby, lub przez spisek, knowaniem poradą własną czynnością, porwaniem się do broni, albo i bez rzucenia się do oręża, udzieleniem do tego prowadzących sekretów i układów, poduszczeniem, zaciągnięciem do spólnictwa, szpiegowaniem, wspieraniem zgoła jakąkolwiek czynnością do tego zmierzającą. Na tę zbrodnię paragraf 52 rzeczonych ustaw karnych, chociażby nieuskutecznioną, ale tylko knowaną była, karę śmierci przeznacza. Dnia 21 i 22 stycznia roku 1845 przez pisma krajowe podano do ogólnej wiadomości, że zbrodnia stanu przed kilku laty w tutejszym kraju przez pewną liczbę osób popełniona została, przeciw którym na podstawie przedsięwziętych śledztw, właściwe sądy karne karę śmierci zawyrokowały i że te wyroki zatwierdzenie wyższych władz sądowych otrzymały. Jedynie tylko nieskończona łagodność i łaska Najjaśniejszego Pana, wszystkich od kary śmierci, a większą część skazanych od ciężkiego więzienia uwolnić raczyła. Przypominając przeto mieszkańcom tego kraju pomienioną łaskę Najjaśniejszego Pana, robię ich zarazem uważnymi, że na podobne ułaskawienie miłościwie nam panującego Monarchy przy powtórzeniu ciężkiej zbrodni stanu liczyć nie powinni. Niechże każden, który z jakichkichkolwiek powodów rzeczonym wichrzycielom, przytułek, ochronę, posłuchanie lub zapomogę dać zamyśla, dobrze się nad tym zastanowi co czyni: każdy ze stosunkami miejscowymi obznajomiony przyzna, że Rząd istniejący ma dostateczną siłę i niewzruszone przedsięwzięcie zbrodnicze i zuchwałe zabiegi źle myślących zniweczyć, a wiernych poddanych Najjaśniejszego Pana od nikczemnych i wściekłych zamachów ochronić: niechże nikt tym przekonaniem wsparty nie wcześniej obawie się nie oddaje, przeciwnie niech ściśle prawnym postępowaniem opieki rządowej się stanie".
Ta groźna odezwa nie zastraszyła społeczeństwa, do powstania doszło, a w walce o wolność zaangażowani byli i duchowni, jak np. Ks. Leopold Kmietowicz z Chochołowa, a również ks. proboszcz z Dębowca Karol Krzanowicz, dziekan żmigrodzki. Ten wprawdzie nie stanął na czele powstania, jak pierwszy, ale w przygotowawczej pracy brał udział, wtajemniczony był w sekret przechowywanej broni. W marcu został aresztowany przez wojsko austriackie i trzymany był w więzieniu w Jaśle. Administratorem parafii został mianowany ks. Lechowicz Michał. Administracja trwała dwa lata. Ksiądz biskup nie mianował narazie proboszcza w nadziei, że ks. Krzanowicz wróci. Niestety, nie wrócił. W "Wiadomościach Diecezjalnych - Currenda" (tarnowskich) zamieścił przed drugą wojną światową krótką historię diecezji tarnowskiej ks. prof. Piotr Stach. Odnośnie do roku 1846 pisze, że w tarnowskiej diecezji zaangażowanych było w pracy konspiracyjnej 30 kapłanów, a w przemyskiej jeszcze więcej. Po stłumieniu powstania sądy austriackie skazały jednych kapłanów na karę śmierci, drugich na długoletnie więzienie, ale w końcu wszystkim darowano karę. Tarnowski biskup Wojtarowicz, zwolnionych proboszczów przywrócił na dawne placówki, a to zarządzenie poczytał mu rząd austriacki za brak lojalności i taktu. Ponieważ ks. biskup Wojtarowicz Józef potępił i rabację, tych którzy ten ruch wywołali i kierowali nim, ściągnął na siebie represje i szykany władz austriackich i z tego powodu zrezygnował z biskupstwa. Przemyski ks. biskup Franciszek Wierzchlejski postąpił w myśl życzeń rządu, byłych więźniów politycznych przeniósł na inne probostwa, dlatego i ksiądz Krzanowicz do Dębowca nie wrócił, przeszedł na probostwo w Zabierzowie pod Rzeszowem. Urząd pasterski spełniał ksiądz Krzanowicz w ciężkich czasach. Przybył do Dębowca w 1831 roku a więc po powstaniu, które smutkiem i żałobą okryło kraj: w parafii kościół i probostwo spalone, parafia zubożała. W dwa lata później powstaje niebywały ruch wolnościowy w całej Europie, a zapoczątkowały go rewolucje we Włoszech i lutowa w Paryżu. Gdy w Wiedniu i na Węgrzech wybuchały rewolucje, potworzyły się w Galicji komitety narodowe, które przedłożyły rządowi daleko idące żądania, jak zaprowadzenie języka polskiego w szkołach i urzędach, oddzielnej administracji w kraju, reprezentacji krajowej, zniesienia cenzury, powszechnego zaprowadzenia szkół dla ludu, zniesienia pańszczyzny, utworzenia wojska krajowego, na razie Gwardii Narodowej. I nie oczekując na przyzwolenie tworzono w Dębowcu na miejscu Gwardię Narodową. Inspiratorem ruchu na tutejszym terenie był Trzecieski Franciszek, właściciel Glinika Niemieckiego (obecnie Nowego). Młodzi ludzie, kawalerowie i żonaci, odbywali ćwiczenia na "Kamieńcu", a instruktorami tych ćwiczeń byli Andrzej Watulewicz, ojciec późniejszych dwóch kapłanów i Kasper Pawłowski. By nie zdradzić się z celami i dążnościami, odbywały się te ćwiczenia pod maską i firmą żołnierzy - Straży od Grobu Pańskiego. Społeczeństwo miejscowe sprawiło Gwardii piękny sztandar, na którym widniał wspomniany orzeł srebrną nicią szyty. Gdy ruch wolnościowy Austria stłumiła przy pomocy Rosji, rząd nie spełnił wszystkich żądań, nie pozwolił na stworzenie Gwardii i od tego czasu przez dziewięć lat Gwardia dębowiecka była rozwiązana, żołnierze przy grobie nie występowali. Sztandar bez orła podarowano szkole, który przetrwał do moich czasów dziecinnych, orzeł odpruty był w przechowaniu u pewnych wtajemniczonych osób. W czasie powstania z roku 1863 był zamurowany w nyży kapliczki "Mikołajka", później czyjaś ręka owinęła go w materię i schowała w zakamarku za wielkim ołtarzem w kościele. Po roku 1900 znalazł go kościelny Tomasz Kmiecik i wtenczas Gwardia sprawiła nowy sztandar, na którym umieszczono powtórnie orła. Orzeł ten nabył prawa do miana historycznego, tak z racji wieku bo liczy ponad sto lat, jako też z racji łączności z walkami wolnościowymi. Opis i historię Gwardii umieściłem w rozdziale "Zwyczaje i obrzędy" dębowieckie, bo jej każdorazowy występ to przypomnienie dawnych zmagań wolnościowych, stała tradycyjna dekoracja pewnych uroczystości.
Ks. Aleksander Szerlągowski - "Z dziejów Dębowca"